sobota, 28 marca 2015

#5

Chyba przełamałam tzw piątkę.
Już tłumaczę o co chodzi. Kiedy rozpaczliwie próbowałam pozbyć się bulimii, robiłam wszystko, by nie mieć napadu, przez jak najdłuższy okres czasu.
Zawsze kończyło się na pięciu dniach.
A tutaj mamy już sześć idealnie czystych dni!
Aż nie mogę w to uwierzyć. Zjadłam dziś 1400 zdrowych kalorii. Żadnych zapychaczy, dziwnych przekąsek itp.
Miałam ochotę na coś słodkiego po obiedzie, więc zjadłam 2 suszone daktyle.
No właśnie, mój obiad.
Mogę pochwalić się przepisem, ale niekoniecznie zdjęciem. Ładne podawanie dań, będzie moim wyzwaniem na najbliższe dni.
(porcja dla jednej osoby)

- 100 g kurczaka
- 200 g pieczarek
- pół cukinii
- pół mieszanki włoskich warzyw na patelnie
- pół szklanki gotowanego, brązowego ryżu
- 2 łyżki oliwy z oliwek
- ulubione przyprawy

Podsmażamy kurczaka na oliwie z przyprawami.  W osobnym rondelku dusimy w wodzie pieczarki i cukinie.
Do kurczaka dodajemy włoskie warzywa, kiedy będą gotowe dodajemy ryż. Podajemy z cukinią i pieczarkami.

Bardzo proste, bardzo smaczne, całkiem zdrowe.

Plan na dzisiaj? Wypić jeszcze jedną herbatę i późnym wieczorem obejrzeć film. Dawno nie widziałam "Pachnidła". Na szczęście mam własne na DVD, więc zawsze mogę obejrzeć je w komfortowych warunkach.

Dzisiejszy dzień uświadomił mi, że pewne mechanizmy tworzymy sobie sami. Zawsze zawalam po pięciu dniach? Widać nie zawsze.
To zależy tylko ode mnie.

Nie jestem boginią, nie jestem nikim specjalnym. Mogę jednak, być chociaż częściowo panią własnego losu.

Bardzo chciałabym podziękować Rarenai. Za wszystkie ciepłe słowa, które od niej usłyszałam. Każdy komentarz od tej niezwykłej osoby sprawił, że nabierałam sił do walki. Częściej się uśmiechałam.
Dziękuję Rarenai. Jesteś absolutnie niesamowita.


6 komentarzy:

  1. 'Pewne mechanizmy tworzymy sami' cudownie to napisałaś i dało mi to dużo do myślenia. Sami tworzymy świat w którym żyjemy a Tobie świetnie idzie, masz świetny bilans i fajny przepis. Ciężko jest wygrać z bulimią ale jest to możliwe, sama ja pokonałam aczkolwiek czasem nadal mnie prześladuje...
    Również trzymam za Ciebie kciuki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję kochana! Bilans świetny.
    Zawsze zastanawiało mnie to czy można całkowicie pokonać swoje demony...
    W każdym bądź razie powodzenia życzę :*
    Trzymaj się ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku. ♥
    Twoje słowa ogromnie mnie ucieszyły, nawet nie wiesz jak bardzo. c:
    Ale co tam o mnie, o mnie to mogę sobie popisać na blogu, natomiast tutaj chcę pochwalić CIEBIE! jesteś NIESAMOWITA . Silna, walcząca. A ten szósty dzień, czyli przełamanie tej piątki, to coś z czego jestem dumna jeszcze bardziej. A wiesz czemu? Bo przekonałaś się, że największa siła tkwi w nas samych! Jeśli to sobie uświadomimy, to możemy zdziałać naprawdę wiele. Coś, co kiedyś wydawało nam się niemożliwe, dziś jest na wyciągnięcie ręki. Jaka siła tkwi w człowieku. Fascynujące, prawda? A tak na marginesie. Twój przepis wydaje się bardzo ciekawy, więc kto wie. Może w najbliższym czasie ta potrawa zagości na mym stole. c:
    Trzymaj się Alicjo! Jak zawsze trzymam cholernie mocno kciuki. Tak mocno je trzymam, że aż użyłam mocnych słów na forum publicznym, ale lżejsze określenia nie oddają tej mocy. ♥
    Pamiętaj - Możesz wszystko! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. też lubię sobie w leniwe dni poogladać jakieś swoje ulubione filmy w domowym spokojnym zaciszu :) zwłaszcza że ja jestem jakoś tak nauczona że nigdy do ogladania filmu nawet w kinie nie jem popcornu itp.. nie mam tego w nawyku, więc taki film to spokojne 2 godziny bez jedzenia ;D to w temacie każdy radzi sobie jak może ;D

    bądź panią losu - powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam wszystkie Twoje posty. I muszę Ci powiedzieć, że wydajesz mi się bardzo podobna do mnie, a jednocześnie bardzo różna. Miałam trochę inny problem niż Ty, nigdy nie wymiotowałam, za to całkiem blisko było mi do anoreksji lub innego podobnego zaburzenia. Dlatego moja historia na pewno jest zupełnie inna od Twojej, ale jedno nas łączy - siła. Ja już wygrałam, po milionie upadków, Ty wciąż walczysz... i to jak walczysz! Kochana, jestem z Ciebie bardzo dumna, może nie będę nigdy w stanie zrozumieć jak to jest chcieć się nażreć i wymiotować, ale na pewno rozumiem, że jest Ci ciężko, tak jak jest trudno każdego, kogo dotykają zaburzenia odżywiania. Ale to, że dajesz radę, pokonujesz swoje demony jest godne podziwu i jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego samozaparcia i siły woli. Mam nadzieję, że się nie poddasz, że będziesz walczyć o swoje szczęście.
    Trzymam też kciuki za Twoją terapię, cieszę się że chodzisz do specjalisty. Bez niego wyjście z tego wszystkiego jest niemalże niemożliwe. Oczywiście również się da (nawet czytałam bloga dziewczyny, której się udało wygrać z anoreksją a później z bulimią - bez psychoterapeuty), jednak niewątpliwie jest to o wiele trudniejsze. Wiem jak to jest, kiedy myślisz, że Twoje problemy są głupie, wiem jak to jest kiedy się boisz zwierzać... bo sama tak miałam, zresztą ogólnie jestem bardzo nieufna. Ale uwierz - najpierw wszystko trudno przechodzi przez gardło, mówi się niewiele, ale w końcu bariera się zaciera i jest coraz łatwiej. Mówisz z coraz większą swobodą. A później już wszystko idzie w coraz lepszym kierunku. No, oczywiście pod warunkiem, że trafiło się na dobrą psycholog. Ale nawet gdyby obecna okazała się nieodpowiednia - szukaj dalej. Szukaj, choćbyś miała odwiedzić ich stu, bo naprawdę warto. Nie poddawaj się i bądź tak silna, jak teraz.
    Całuję! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS Czy mogłabyś mi napisać krótko swoją historię? Chciałabym się dowiedzieć o Tobie czegoś więcej.

      Usuń